Ostatnie denko tego 2013 roku, jestem z siebie dumna:)

Witajcie Kochane!!!

Ostatnie denko w tym roku jest duże, a nawet bardzo duże. Jak to mówią: " jak się kończy, to się kończy wszystko":) Wiele produktów wylądowało w koszu więc czas na nowe mam nadzieję równie dobre lub nawet lepsze. 
Przechodząc jednak do sedna sprawy zapraszam Was na moje denko:)


Wszystko nie zmieściło się w koszyku na denko. ps. w przyszłości będę musiała zaopatrzeć się w większy pojemnik:)


Tym razem zacznę od drobnostek.

1. Płatki kosmetyczne, 2 moje ulubione mydełka, uwielbiana pasta do zębów.


2. Lirene City Matt fluid wygładzająco matujący. To już moje drugie opakowanie tego podkładu i na razie ostatnie. Chce przetestować coś innego/nowego. Podkład nie był złym produktem ale niestety też nie był hitem. Słabo radził sobie z matowieniem a po aplikacji moja twarz świeciła się. Bez przypudrowania wytrzymywał max 2 g. 
Czy kupię go ponownie? na razie nie


3. Batiste suchy szampon graffiti. Tego typu produkty używam niezmiernie rzadko ale jednak. Dzięki temu produktowi/ zapachowi tego typu produkt okazał się deska ratunkową w awaryjnych sytuacjach. Polecam ten zapach bo był niezwykle przyjemny i rześki. Niestety ostatnio nie mogłam go dostać więc może to edycja limitowana (mam nadzieję, że nie). Poza tym szampon poprawiał stan nie umytych włosów i nie bielił. 
Czy kupię go ponownie? Tak. Jak nie ten to inne wersje zapachowe.

4. John Frieda Full Repair szampon i odżywka. Moje 2 ostatnie odkrycia, moje dwie największe perełki;) Duet był rewelacyjny. Nie mam mu nic ale to nic do zarzucenia. Szampon pięknie mył, oczyszczał włosy, super się pienił. Odżywka idealnie się rozprowadzała, nie obciążała włosów, nie plątała ich. I ten zapach...ach marzenie. Gorąco wszystkim polecam.
Czy kupię duet ponownie? Zdecydowanie tak.

5. Joanna z apteczki babuni odżywka do włosów przetłuszczających się. Bardzo fajny produkt choć konsystencja (niezwykle leista) pozostawia wiele do życzenia. Oprócz tego odżywka pięknie pachniała, była wydajna, nie obciążała włosów. Niestety efektu mniejszego przetłuszczania się nie zauważyłam.
Czy kupię ją ponownie? Raczej nie.

6. Ziaja szampon pokrzywowy do włosów z łupieżem zużył mój chłopak i był z niego zadowolony (ale on jest ze wszystkich kosmetyków zadowolony;)). Ja parę razu mu go podkradłam i taka zadowolona już nie byłam jednak po kilku razach nie mogę się wypowiedzieć dokładniej na jego temat.
Czy kupię go ponownie? Nie


7. Fa żel pod prysznic z 3 olejkami. Fajny produkt który nie wysuszał skóry, dobrze się pienił i oczyszczał ale jego zapach kompletnie nie przypadł mi do gustu.
Czy kupię ponownie? Nie.

8. Nivea żel pod prysznic o zapachu kokosa. Zapach kokosa był troszkę sztuczny ale sam żel miał bardzo fajną kremową konsystencję przez co nie wysuszał a to ważne. 
Czy kupię go ponownie? Chętnie bym kupiła ale obecne zapasy żelowe na to mi nie pozwalają:)

9. Lush limitowany żel pod prysznic Snow Fairy. O nim pisałam tutaj KLIK
Czy kupię go ponownie? Nigdy więcej.

10. Joanna Naturia peeling myjący z czarną porzeczką. Bardzo lubię te peelingi ale ten miał strasznie sztuczny zapach. Poza tym był świetny jak wszystkie peelingi z tej linii. Nic dodać nic ująć.
Czy kupie go ponownie? Tak ale inną wersję zapachową.

11. Radox mydełko w płynie z rumiankiem. Bardzo fajne mydełko o kremowej konsystencji, idealne do częstego stosowania.
Czy kupię ponownie? Tak.


12. Mythos lawendowe masełko co ciała. Pisałam o nim tutaj KLIK. Bardzo ubolewam, że się już skończyło ale mimo wszystko jestem z siebie bardzo dumna, że wykończyłam jakikolwiek produkt nawilżający do ciała bo z tymi produktami idzie mi nadzwyczaj ciężko. 
Kochałam je za wszystko. Zapach, konsystencja, działanie. Żałuję bardzo, że nie mam do niego bezpośredniego dostępu:(
Czy kupię je ponownie? Zdecydowanie tak. Wersję lawendową na pewno i kusi mnie jeszcze zielona herbatka;)

13. Ziaja Sopot Spa peeling myjący. O nim więcej możecie się dowiedzieć tutaj KLIK. Co tu więcej pisać. Nic dodać nic ująć. Świetny produkt za małe pieniążki.
Czy kupię go ponownie? Zdecydowanie tak.

14. Sure antyperspirant czyli nasza reksonka. Produkt pierwszej potrzeby:) dobrze się spisywał i chronił. Niestety pozostawiał ślady na ubraniach.
Czy kupię go ponownie? Raczej tak.

15. Pat& Rub rozgrzewający balsam do stóp. Rozgrzewać to on nie rozgrzewał za to robił inne miłe rzeczy:) tzn. bardzo dobrze nawilżał mimo swojej lekkiej konsystencji i był bardzo wydajny. O nim więcej już wkrótce.
Czy kupię go ponownie? Tak tylko inną wersję zapachową.

16. Lactacyd emulsja do higieny intymnej. Tego pana nie trzeba już przedstawiać. Mój faworyt do którego również nie mam dostępu wwrrrr...;/
Czy kupię go ponownie? TAK


17. Rodzinka mini produktów Liz Earle tj. 2 kremy do rąk, hot cloth cleanser i żel pod prysznic.
Kremy: niestety nie sprawdziły się. Ładnie pachniały, dobrze się wchłaniały ale po nałożeniu zbyt dużej ilości rolowały się na dłoniach. Szkoda bo działanie mają na 5.
Cleanse & Polish po zużyciu niewielkiej bo tylko 30 ml tubeczki wiem dlaczego wszyscy się tak nim zachwycają. Zapach, konsystencja, działanie, skuteczność w usuwaniu makijażu och...coś wspaniałego. Ten produkt musi się znaleźć w mojej kosmetyczce w pełnowymiarowej wersji.
Body Wash był ok ale nie za regularną cenę. Pięknie pachniał, robił mega pianę, skóra była idealnie miękka. Jeżeli tylko uda mi się go znaleźć w promocji zdecydowanie go kupię.


18. L'oreal żel do mycia twarzy dla skóry normalnej i mieszanej. Miłe zaskoczenie jak dla mnie. Dobrze oczyszczał, pienił się, był wydajny i pięknie pachniał przy czym skóra po użyciu nie była ściągnięta.
Czy kupię go ponownie? Już mam kolejną tubeczkę w zapasie:)

19. Uroda Melisa tonik bezalkoholowy do twarzy. Dopóki nie zaczęłam stosować toniku z Liz Earle to on był moim ulubieńcem. Teraz stawiam na ten drugi;) Ale o nim. Ładnie oczyszczał, nie podrażniał, był wydajny ale troszkę się "pienił" na twarzy po przetarciu płatkiem co troszkę mnie denerwowało.
Czy kupię go ponownie? Nie wiem.

20. L'oreal płyn micelarny. Jedni go kochają inni nienawidzą. Ja zdecydowanie zaliczam się do tej pierwszej grupy. Dla mnie jeden z najlepszych.
Czy kupię go ponownie? Zdecydowanie tak, jak tylko zużyję obecne zapasy.

21. Melvita peeling do twarzy. O nim pisałam tutaj KLIK. Nic szczególnego i tego zdania się trzymam.
Czy kupię go ponownie? Nie.

22. Biotherm pianka oczyszczająca do twarzy. Bardzo lubiłam ją jak i tą zieloną do cery mieszanej. Świetnie oczyszczała skórę z makijażu przy czym nie podrażniała. Bardzo wydajna.
Czy kupie ją ponownie? Tak na jakiejś promocji:)

I tak oto dobrnęłam do końca.

A jak Wasze grudniowe denka się mają?

Ściskam
Kokos

wtorek, 31 grudnia 2013

Czytaj dalej » 29

Z serii "marzenia się spełniają" cz. III:D

Witajcie Kochane!!!

Marzenia się spełniają.
To prawda i ja mam na to kolejne dowody.
Dzisiaj pokaże Wam dwie wspaniałe niespodzianki, które zrobiły mi dwie blogowe Anie.
Kosmetyki są cudowne. Wszystkie razem i każdy z osobna.
Dziewczynom nie wiem jak dziękować tzn. wiem ale nie powiem;)
Za wszystkie wspaniałości jeszcze raz serdecznie DZIĘKUJĘ obu dziewczynom.
Jesteście super;*

Pierwsza paczuszka jest od Ani z bloga Zmrożona.
Od Ani dostałam te oto wspaniałości. 
Dodam jeszcze, że cała paczuszka była prześlicznie opakowana. Kosmetyki na razie są jeszcze w moim rodzinnym domu w Polsce ale mam wielką nadzieję, że już niedługo będę je miała u siebie tutaj i od razu zabiorę się za testy. Z tych kosmetyków jeszcze nie miałam okazji nic używać więc ochota na testy jest jeszcze większa:)
A mojej Kochanej Ani jeszcze raz dziękuję z całego serca.

ps. (siostrzyczko dziękuję za zrobienie zdjęć:*)


Druga niespodzianka dotarła do mnie w samą Wigilię więc radocha była podwójna.
Ania KLIK zaszalała i to dosłownie. Prosiłam ją o jedno mydełko w piance i jeden żel antybakteryjny, (bo do tej pory nic nie miałam z tej firmy i chciałam coś przetestować), a zobaczcie co dostałam:


Pomadkę z Celii mam w dwóch innych odcieniach. Ania wybrała numer 601 którego jeszcze w swej kolekcji nie mam, tzn już mam;D
Krem do rąk od razu wylądował w torebce do pracy. Moje ręce potrzebują teraz maksymalnego nawilżenia. Zapach...bombowy i każdy się pyta co tak ładnie pachnie. Nie wspomnę już o tym że każda koleżanka z pracy musiała go przetestować na własnych dłoniach;) i co gorsza każda chciała go mieć tylko dla siebie;) Póki co krem testuję.
Mydełka w piance. Ach... w końcu mogę je przetestować i cieszę się jak dziecko.
Na pierwszy ogień poszedł Hazelnut Latte. Dłonie nim pachną jeszcze długo po umyciu.
Drugi grzecznie czeka na swoją kolej.
Żel antybakteryjny o zapachu granatu. Ania chyba wie co lubię;)

Kochani uciekam a Wam życzę udanego tygodnia...

Ściskam
Kokos

niedziela, 29 grudnia 2013

Czytaj dalej » 39

Podchoinkowe znaleziska.

Witajcie Kochane!!!

Święta, święta i po świętach. A po świętach przyszedł czas na pokazanie co się znalazło pod choinką.
Dostałam to co tak na prawdę chciałam. 
Reszta...przyjdzie z czasem;)


Na sam początek wspaniały i przede wszystkim cieplutki zestaw. Czapa z pomponem i miluśki komin. Zestaw idealny na zimę.


I część kosmetyczna.

Paleta Urban Decay Naked 3.



Pierwszą paletkę Naked mam i sobie chwalę. Na dwójkę jedynie zerknęłam ale nie wpadła mi w oko. Trójkę oglądałam z ciekawości i bardzo długo się nad nią zastanawiałam aż w końcu "Mikołaj" miał chyba dość mojego niezdecydowania i pomógł mi w jej wyborze;) 
I nie żałuję. Paleta jest świetna. Wykonuję ją codzienny makijaż a inne cienie poszły w odstawkę. Jest świetna co tu dużo gadać i moim skromnym zdaniem zestaw kolorystyczny jest najlepszy z nich wszystkich.
Teraz czaję się na Naked Basic ale na razie cicho sza...;)


Clarins Everlasting Poundation w odcieniu 103. Z racji tego, że obecny podkład się skończył prezent jak najbardziej na czasie. Na razie nie mogę o nim nic jeszcze powiedzieć ale intensywne testy trwają;)



I na koniec kosmetycznych prezentów pomadka z Soap& Glory w odcieniu The Missing Pink. Cudo.




Torba z H&M. Czarna, klasyczna, średniej wielkości. Takiej mi było trzeba.


I malutki prezent ode mnie dla siebie samej;) Mała świeca z Bath& Body Works. Pachnie męsko i jest takkkaaaa malutka;/ Ale przynajmniej będę wiedziała jak się spisują świecę z tej firmy.

Kochane, oto moje prezenciorki.
Ze wszystkich bardzo się cieszę i będę intensywnie testować aby jak najszybciej daj Wam znać jak się u mnie sprawdzają.

Tymczasem uciekam zobaczyć co Wy dostałyście od Mikołaja/Gwiazdora.

Ściskam
Kokos

sobota, 28 grudnia 2013

Czytaj dalej » 51

Ostatnie zakupy kosmetyczne w 2013 roku.

Witajcie Kochani!!!

Ostatnie zakupy kosmetyczne tego roku uznaję za bardzo udane (z dwoma małymi wyjątkami ale o tym później). W moje ręce wpadło ostatnio również troszkę kolorówki. Jeżeli chodzi o tę dziedzinę staram się ograniczać kupowanie kosmetyków kolorowych bo jak wiadomo ich zużywanie idzie najwolniej.
Ale odbiegam od tematu. 
Oto moje zdobycze.


Cała kolorówka;)
W tym jajko z Primarka. Prawdziwego Beauty Blendera nigdy nie miałam więc porównania z oryginałem mieć nie będę ale mimo wszystko z ciekawości chętnie je przetestuje.


Trzy pomadki. Jednak najbardziej jestem zadowolona z tej środkowej czyli Revlon Lip Butter w odcieniu Invite Only. Spełniło się jedno moje małe marzenie z listy życzeń. 
Do dwóch pozostałych mam mieszane uczucia a w szczególności do L'oreal Caresse. W sklepie róż wydawał się pół transparentny a w rzeczywistości to taki baby pink za którym nie przepadam;/ Dam mu jednak jeszcze szansę a jak i wtedy mi się nie spodoba pewnie ją komuś oddam.
Natomiast Maybelline 842 Rosewood Pearl hmm... sama nie wiem. 


Rimmel Color Bust w Odcieniu 710 Drive me Nude od razu wpadł mi w oko. Pół tarnsparentny kolor to jest to co najbardziej lubię w produktach na ustnych. 


Maybelline Color Tattoo w odcieniu 65 Pink Gold. Swego czasu posiadałam już jeden cień z tej serii (eternal gold o ile mnie pamięć nie myli) i nie byłam z niego zadowolona. Z tego jestem i to bardzo. Kolor jest piękny choć i tak muszę nakładać pod niego bazę ponieważ na moich tłustych powiekach nic się utrzymać nie chce.


Maybelline Fit Me. Nie miałam nigdy okazji używać tego produktu więc jestem bardzo go ciekawa.

To samo tyczy się bazy ze Smashbox Photo Finish. Jest to ich kultowy produkt. Jest oil free więc to coś dla mnie. Jestem ciekawa jak będzie się u mnie sprawował. 

I podkład z La Roche Posay Toleriane. Przyznam się: kupiłam go w ciemno. Tzn. nigdy nie czytałam nic na jego temat (czas to zmienić) i wziełam go ponieważ był w mega okazyjnej cenie. Odcień najjaśniejszy myślę że będzie do mnie pasował. Jeszcze go nie używałam.


I pielęgnacja.
W tyle dwa produkty z John Frieda z serii Full Repair. Tak spodobał mi się szampon, odżywka i maska, że dokupiłam jeszcze dwa produkty z tej serii. Jeden na bardzo zniszczone końce a drugi w formie pianki mający zadbać o włosy przy nasadzie. Jestem ich niezmiernie ciekawa i mam nadzieję, że sprawdzą się równie dobrze co ich poprzednicy. 

Dodatkowo suchy szampon z batiste a raczej 2 szampony. Jeden już jest w łazience i zapomniałam go przynieść do zdjęć. Tym razem wybrałam XXL volume a ten drugi to Fresh (moja pamięć ostatnio szwankuje;)). Fresh sprawdza się świetnie i dodatkowo bardzo ładnie pachnie.

Dove Oryginal czyli antyperspirant do którego ciągle i ciągle wracam. Mój ulubiony.


Żele z TBS. Kupiłam je w 4-paku bo tak wychodziły najtaniej. Pierwszy pod prysznic "poszedł" chocomania, który okazał się fantastyczny. Reszta czeka grzecznie w kolejce.


Zestaw z Philosophy Snow Angel. O tej firmie dowiedziałam się od Missglamorazzi, która zachwycała się ich żelem pod prysznic Apricot. Widząc ten zestaw zaryzykowałam i kupiłam. Ryzyko się opłaciło bo oba produkty jak na razie świetnie się u mnie sprawdzają. O nich już wkrótce na blogu:)
No i to pudełko. Urocze:)
W najbliższym czasie dojdzie jeszcze jeden zestaw z tej firmy który udało mi się wylicytować na eBay-u. 


Szampon i odżywka z Soap& Glory Glad Hair Day. Oba produkty również czekają w kolejce.


I na sam koniec masełko pod prysznic. Mówiła o nim Niessia25 i pokazywała go chyba nawet w swoich ulubieńcach. O takim wynalazku jeszcze nie słyszałam więc i ja postanowiłam wypróbować. Whipped Clean bo tak się zwie pachnie pistacjami, migdałami i słodka wanilią. Jak na razie użyłam go tylko 3 razy więc niestety bardziej szczegółowych "danych";) podać nie mogę. Jedyne co powiem to to, że pięknie pachnie (mimo iż nie lubię pistacji ani ich zapachu) i że zapach pozostaje bardzo długo na skórze. Więcej o niej na pewno napiszę jak tylko dłużej ją po testuję.

Kochane to na tyle moich ostatnich nowości i zdobyczy.
Jeżeli któraś z Was używała któryś z wyżej wymienianych kosmetyków bardzo bym prosiła aby napisała jakie jest jej zdanie na ich temat.

Ściskam Was gorąco i życzę udanego drugiego Świątecznego dnia.
Ja niestety uciekam do pracy. Nie każdy ma wolne;/

Kokos

czwartek, 26 grudnia 2013

Czytaj dalej » 38

Troszku świątecznie.

Witajcie Kochani!!!

W Dniu Bożego Narodzenia chciałabym zaprosić Was do obejrzenia niektórych ozdób w moim domu. Taki post pojawił się już rok temu ale w obecnym nieco zmieniłam dotychczasowe stroiki.
Niestety jest bardzo mało zieleni/ tradycyjnych sosenek. Asortyment świąteczny w pobliskim sklepiku był bardzo ubogi. No nic. 
Chętnych zapraszam.



Część choinki. Mały rubinek (tak jakoś na niego mówię) i gwiazda. Choinka sztuczna:( Niestety. Może w następnym roku namówię swojego chłopaka na żywą.


A pod gwiazdą aniołek, którego dostałam od mamy:*


I jeszcze jeden prezent od mamy. Aniołek tym razem kremowy i większy. Czyż nie jest piękny?


Tesco co roku wypuszcza takie malutkie choineczki. W tym roku były najubożej przystrojone od 4 lat. W poprzednich bardziej się starali. Ale nie co ma narzekać. Co roczna choinka jest i to się liczy. 
Dodatkowo w pobliskim "szperaczku" kupiłam małą, porcelanową szopkę, która również gości już u mnie od kilku lat.


Jezusek w żłobku. Kolejny prezent od mamy. Co roku gości na naszym stole wigilijnym. Przeszedł już ze mną wiele. Z racji tego, że wykonany jest z gipsu łatwo go porysować i szybko się "kruszy". Raz wyśliznął mi się z rąk i niestety konieczna była interwencja z użyciem niezastąpionego super glue. Główka (bo ona odpadła) jak na razie się trzyma;)
Kochana mama zawsze potrafiła i potrafi zadbać o rodzinną atmosferę nawet wtedy kiedy jesteśmy tak daleko od siebie.


Pan jeż wpadł mi w oko podczas zakupów bagażnikowych. Teraz siedzi dumnie na nocnym stoliku. (czasami jest ze mnie duże dziecko;D)


Zdecydowanie w te święta wygrywają dwa zapachy. Sugared Apple i Sparkling Snow.
Na zdjęciu mały sampler słodzonego jabłuszka.
Przeważnie na święta zawsze towarzyszył mi zapach z brise (teraz chyba glade) taki z sosenką. Nie wiem jednak co się stało w tym roku ale ten zapach był dla mnie tak męczący że po kilkunastu minutach palenia głowa bolała mnie tak nieznośnie, że musiałam wyjść na świeże powietrze. Nigdy więcej.



Dwa stroiki własnoręcznej roboty. W końcu udało mi się ususzyć plastry pomarańczy;)
Zielona świeca (mama wie co jej córka lubi najbardziej;) po zapaleniu zmienia kolory. Po zgaszeniu światła wygląda to zjawiskowo.


Tego pana znacie już z tamtego roku:) W tym roku przyniósł mi wspaniałe prezenty (ale o tym już wkrótce).


Anglicy mają zwyczaj układania swoich otrzymanych kartek na parapecie lub wieszaniu ich na ozdobnych sznurkach. W tym roku i ja się troszkę zanglizowałam:)



I na koniec moja mała "pomocnica", która zamiast pomagać psociła jak nigdy dotąd. Nie jestem zwolenniczką ubierania psom dziwnych ubranek lub jakichkolwiek ubranek ale raz w roku, na czas zrobienia paru fotek (na więcej nie dała się "namówić" a wszelkie próby nakłonienia do pozowania kończyły się ucieczką) mogę przymknąć na to oko. Obroża denerwowała ją tym bardziej, że ma przyczepione dzwoneczki, które dzwonią podczas chodzenia. Z nią sobie nie poradziła natomiast czapeczka została solidnie ośliniona;) Jak widać moja sunia za modą nie przepada ale i tak ją kocham;*

Kochane kończąc życzę Wam jeszcze raz wszystkiego co najlepsze.
Kokos

środa, 25 grudnia 2013

Czytaj dalej » 12

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia....

Kochane...

Z okazji Świąt pragnę życzyć Wam...

Wspaniałych świąt Bożego Narodzenia
spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze,
samych szczęśliwych dni w nadchodzącym roku
oraz szampańskiej zabawy sylwestrowej...

i spełnienia Waszych najskrytszych marzeń...

Tego życzę Wam 
sobie

Wasz Kokos


poniedziałek, 23 grudnia 2013

Czytaj dalej » 8

Tym razem trio, które się nie sprawdziło czyli kilka słów o trzech żelach z Lush.

Witajcie Kochani!!!

Firma Lush kilka lat temu przeżywała swoje 5 minut na brytyjskim rynku kosmetycznym i wiele kobiet z całego świata wzdychało do ich kosmetyków. Wzdychałam i ja ale moja ciekawość na te kosmetyki bardzo szybko minęła kiedy to wypróbowałam parę ich "hitów", które u mnie po prostu się nie sprawdziły. Poza tym dalej jestem tego zdania że ceny w Lush są z kosmosu i większość produktów nie jest warta takiej ceny.
Jednak raz "na ruski rok" i ja nadal daję się skusić a to promocjom, a to nowościom, a to z kolei seria limitowana więc może będzie "lepsza" więc- "kupię a co tam, może w końcu zmienię zdanie na temat firmy, która dla mnie jest zwykłym przeciętniakiem".
Tak też było i w tym przypadku czyli 3 żeli na które się skusiłam. Dwa pochodzą z serii limitowanej, która pojawia się zawsze na święta a trzeci jest dostępny w stałej ofercie sklepu.


Zacznę może od największego niewypału moim zdaniem jakim jest Snow Fairy czyli limitowanka, która pojawia się w okresie Świąt Bożonarodzeniowych. 
Jak patrzymy na opakowanie można pomyśleć: " piękne, różowe, kobiece i te drobinki". Nic tylko brać. Wzięłam i ja i żałuję bardzo.
Snow Fairy pachnie identycznie jak peeling cukrowy do ust Bubblegum, może nawet bardziej intensywnie. Pachnie czyli w moim przypadku śmierdzi okrutnie bo choć jest to słodki, cukierkowy zapach mnie dusi i odrzuca. Po kąpieli pachnie nim cała łazienka a sam zapach dość długo utrzymuje się na skórze. O zgrozo. Kiedy go używałam przeżywałam katusze no ale kupiłam więc zużyć trzeba było, tym bardziej, że takie maleństwo 100 g kosztuje uwaga 4.95 f!!! Dużo, o wiele za dużo. Za te pieniążki mam 5 innych żeli, które starczą mi na 5 razy dłużej a i zapach będzie przyjemniejszy.
Plusem może bym fakt, że żel mimo swej pojemności był bardzo wydajny chociaż ja i tak wylewałam go za dużo na myjkę tylko po to żeby w końcu się skończył. Brokatowe drobinki nie pozostają na skórze a sama piana barwi się delikatnie na różowy kolor. 
Wyrzucając pustą butelkę (pojawi się w grudniowym denku) z uśmiechem na twarzy mówiłam "NIGDY WIĘCEJ"!!!
Zdaję sobie sprawę, że niektórym taki zapach będzie odpowiadał. Ja za niego podziękuję i więcej się nie skuszę. W sumie jak to mówią "o gustach się nie dyskutuje":)




Drugi na tapetę idzie Ponche. Intrygująca nazwa, intrygujące połączenie zapachowe ponieważ jednym ze składników tego żelu jest uwaga: tequila oraz sok z pomarańczy.
Jest on również wersją limitowaną więc skusiłam się i na niego.
Chociaż pachnie już nieco lepiej od swojego poprzednika (powyżej) też nie jest numerem jeden. 
Co jednak jest na plus. Przede wszystkim nie wysusza skóry. Świetnie się pieni a piana podobnie jak w przypadku Snow Fairy barwi się na kolor lekko pomarańczowy. Zapach również utrzymuje się  długo w łazience jak i na skórze. Jest bardzo wydajny a jego cena to kolejne 4.95 f. 

Dałam się nabrać na limitowane serie i powiem tylko, że nigdy więcej. 


Na sam koniec zostawiłam sobie małą wisienkę na torcie czyli Happy Hippy. Jest to mix soku z różowego grejfruta a ja te owoce uwielbiam zarówno jeść jak i się nimi otaczać. Różowy grejfrut z TBS jest moim jednym z ulubionych zapachów więc pomyślałam, że może i ten się sprawdzi w roli wieczornego umilacza kąpieli i się nie myliłam.
Jeżeli chodzi o wszystkie cechy typu wydajność, konsystencja, nawilżenie jest on dobry a nawet lepszy niż dwaj "bracia" powyżej. Dodatkowo pięknie i orzeźwiająco pachnie więc prysznicowa pielęgnacja jest jeszcze bardziej milsza. 
Pochodzi on ze zwykłej kolekcji, która jest dostępna przez cały rok i kosztuje najmniej bo 3.50 f. Uratował on "honor" żeli z Lusha ale mimo wszystko i tak raczej na więcej się już nie skuszę.


Zapytacie na pewno : "skoro tak narzekasz na zapachy dlaczego nie powąchałaś ich w sklepie". I tutaj właśnie zrobiłam największy błąd bo właśnie ich nie wąchałam z prostej przyczyny. Brak czasu. Na zakupy miałam tylko 30 minut więc w Lush-u spędziłam niecałe 5. Pośpiech jest złym doradcą. Dlatego przestrzegam was abyście przed zakupem powąchały zapachy aby potem nie pluć sobie w brodę tak jak ja.



Wychodząc zdążyłam jeszcze chwycić najnowszą gazetkę, która zmieniła cały swój image. Z wielkiej gazety typu "Super Express", zmieniła się w całkiem fajną, zgrabną "książeczkę", która jest o niebo lepsza od starej wersji.

Kończąc swoje marudzenie stwierdzam fakt i podtrzymuje swoje dotychczasowe zdanie na temat sklepu Lush. Wiele kosmetyków nie jest warte swoich cen a jak same widzicie ceny żeli to po prostu kpina za "coś" o pojemności 100 g. W przyszłości pewnie skuszę się jeszcze na jakiś produkt od nich ale na dzień dzisiejszy sobie odpuszczam. 

Życzę Wam spokojnego końca niedzieli.
Ściskam
Kokos

niedziela, 22 grudnia 2013

Czytaj dalej » 28